-Moja historia nie jest barwna. Podobnie jak twoja. -zaczęła wciąż szukając rozpałki. -Urodziłam się jak już mówiłam w Savannah. Właśnie niedaleko tego miasta rozpoczęła się cała zaraza. Gdy miałam trzy lata moi rodzice się rozwiedli. Zostałam oddana pod opiekę ojca. Nie wiem co działo się z moją matką. Ojciec powiedział mi, że wyjechała. Wiem, że na pewno nie żyje. Nie umiałaby przetrwać sama. Mój tata dość lubił uprawiać sport. Zapisywał mnie na różne kółka sportowe. Uczył mnie też sztuk walki i samoobrony. Dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że gdyby nie to, nigdy bym nie przetrwała ponad roku w takiej sytuacji. Później uprawiałam gimnastykę i wygrywałam konkursy. Jednak po skończeniu liceum chciałam iść na medycynę, nie na sport. Ojciec zgodził się na to z bólem. Wyjechałam niedaleko do innego miasta i tam się uczyłam. Na weekendy zawsze przyjeżdżałam do ojca. Nie mogłam go tak zostawić. Zawsze coś ćwiczyliśmy. Mój ojciec był jak jakiś wróżbita. Zawsze mi powtarzał, że będzie to bardzo przydatne. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy miał rację. Później zmarł... -przełknęła z trudem ślinę. -Później przeniosłam się tu i próbuję założyć jakieś stałe obozowisko. No i jak na razie nie znalazłam nikogo żywego oprócz ciebie.
Brunetka przerwała poszukiwania spoglądając na towarzyszkę.
-Mówisz o obozowisku? -zaciekawiła się.
-Tak. W sumie to nie musi być wiele osób. Ważne żeby trzymać się w kupie. -spojrzała na nią uśmiechając się.
-A właściwie czego teraz szukasz? -zmieniła szybko temat.
-Zapałek. Albo zapalniczki. Czegokolwiek co może mi pomóc rozpalić ogień. Nie byłam niestety harcerką więc nie umiem wyczarować ognia z kamieni.
-Pomogę ci. -zasugerowała szatynka podchodząc do kolejnej szuflady.
Alison?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz