piątek, 18 lipca 2014

Od Alison

No, proszę, proszę- usłyszałam nieprzyjemny głos za placami.- Postanowiłaś wrócić? Po całych trzech latach?- odwróciłam i zobaczyłam szare, złowieszcze oczy.- To co? Przedstawisz nam swoje dziecko?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jeszcze kilka tygodni temu nikt nie śmiałby się tak do mnie powiedzieć. Byłam uważana za osobę charyzmatyczną i zmysłową. A teraz? Teraz wszystko znów zaczynało się walić.
Szczególnie jeśli w grę wchodziła Cynthia Calcis. "Słodka blondyneczka", "CC", "Wredna zdzira", czy jak tam ją jeszcze nazywano. Okropnie życzyłam jej potrącenia przez autobus.
-Ona nie była, ani nie jest w ciąży- warknął mój brat, dopełniający mojego lewego boku. Mierzył wzrokiem Cynthię, pokazując jaka wydaje się dla niego obrzydliwa.
Ona tylko uśmiechnęła się zalotnie i zamrugała słodkimi oczkami, a raczej wyłupiastymi gałami.
-Och, tylko się z nią droczę- zaświergotała.- Przecież zawsze byłyśmy dla siebie bliskimi przyjaciółkami, prawda? Allie?
Wyglądał jakby zamierzał powiedzieć coś bardzo brzydkiego, więc położyłam mu rękę na ramieniu i znacznie pokręciłam głową.
-Nie teraz- szepnęłam i jeszcze raz objęłam wzrokiem blondynkę, która nie wyglądała, jakby w ciągu najbliższych miesięcy, czy lat, miała zamiar się ode mnie odczepić.- Chodźmy.
Pociągnęłam go w stronę stołówki.

Nie miałam pojęcia, dlaczego akurat to wspomnienie postanowiło być moim snem. Może chodziło o to, że już nie miałam nikogo, kto by chronił mnie przed złymi uwagami? Ale w sumie nie było też nikogo, kto mógłby zapewniać mi te złe uwagi.
Westchnęłam i poderwałam się z ziemi. Otrzepałam swoją bluzę, którą znalazłam kilka dni temu na ulicy. Było mi całkiem ciepło. Zachowałam swoje ulubione czarne spodnie. To właśnie w nich byłam, gdy zaczęła się apokalipsa. Od tamtego czasu nie rozmawiałam z żywym człowiekiem.
Ach, ile bym teraz dała, żeby mogła usłyszeć nieprzyjemny komentarz Cynthii, która prześladowała mnie przez te wszystkie lata. Jakże się stęskniłam za nią i za innymi idiotami z mojego liceum. A później, podczas studiów, też miałam nieszczęście na nich trafić. Tak często życzyłam im śmierci, ale nie wiedziałam, że ona nastąpi tak szybko.
Ale najbardziej tęskniłam za moimi rodzicami i bratem. Gdyby nie oni, już dawno bym się załamała i zaczęła ćpać lub, co gorsza, ciąć.
Rozejrzałam się. Byłam w gęstym lesie. Wczoraj wieczorem ukryłam się za wielkim głazem i zasnęłam. Teraz postanowiłam znów ruszać w drogę. Od pewnego czasu prowadziłam tryb życia koczowniczy. Codziennie walczyłam i uciekałam.
Brzuch mi zaburczał, co przypomniało, że nie jadłam niczego od czterech dni. Ostatnio upolowałam sobie zająca, lecz był on zbyt mały, by mnie w pełni zadowolić. Przez ostatnie kilka tygodni często głodowałam. Dzięki Bogu, nie byłam odwodniona. W jeziorze była słodka woda, idealna do picia.
Ruszyłam w dalszą drogę. Szybko przekonałam się, że las wcale nie jest taki duży. Wyszłam na ulice miasta, nawet nie wiedziałam jakiego.
Po kilku kilometrach wędrówki przez miasto, niezwykle duże miasto, postanowiłam odpocząć. Usiadłam przy jakimś budynku i oparłam głowę o ścianę. Ile bym teraz dała za towarzystwo.
Nagle usłyszałam kroki, dosyć powolne. Gwałtownie wyprostowałam się i warknęłam do siebie cicho:
-Ale nie takie towarzystwo.
Chwyciłam broń i już byłam gotowa by zaatakować, gdy zza zakrętu zobaczyłam kobietę, mniej więcej w moim wieku. Opuściłam sztylet i uśmiechnęłam się szeroko. Czy mogło mnie spotkać większe szczęście?

Clarisso?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz