piątek, 18 lipca 2014

Od Clarissy C.D Alison

Zapal się, ty kupo szmelcu! -warknęła rzucając zapalniczkę przed siebie.
Zapalniczka upadła w pobliżu wejścia do porwanego namiotu. Westchnęła cicho, bezradnie rozkładając ręce. Jak coś, co było piękne w ciągu jednego dnia stało się dramatem? Jej życie z dnia na dzień straciło sens. W jednym dniu odnajduje miłość swojego życia, kończy studia... W drugim wszyscy jej bliscy zostają zabici przez bezmózgie, straszne i powolne istoty, a wszystko inne traci sens.
Po wybuchu zarazy wyjechała z miasta. Jakim cudem? Sama chciałaby wiedzieć. Pomimo tego, że ledwo uszła z życiem raczej nie ma większych problemów na głowie. Może oprócz tego, że przed chwilą jej zapalniczka odmówiła posłuszeństwa. Kobieta obawiała się, że tą noc może spędzić w ciemności.
Muszę znaleźć coś do zapałki... 
Wstała rozglądając się. W promieniu paru kilometrów raczej nie było żadnego szwendacza. Ruszyła przed siebie, zostawiając tylko namiot i drewno obłożone kamieniami, tak zwane ognisko. Wzięła swój plecak z wodą i jedzeniem po czym ruszyła przed siebie zakładając bagaż na plecy. Swoją broń zawsze trzymała przy pasku od spodni. Dłoń miała w pogotowiu.
Po dwudziestu minutach dotarła do pewnego miasta. Było kompletnie opuszczone. Brunetka zmierzała w stronę jakichś sklepów. Jej obcasy stukały o kafelki wyłożone na chodniku i odbijały się echem od biurowców. Wielkich i potężnych budynków w tym mieście było co nie miara. Gdy wyszła zza rogu ujrzała kobietę stojącą na wprost niej z wyciągniętym sztyletem. Po chwili opuściła go i uśmiechnęła się.
Clarissa tylko zmrużyła oczy wyciągając pistolet. Druga kobieta stała zdezorientowana z malującym się przerażeniem na twarzy. Clarissa szybko pociągnęła za spust celnie trafiając zimnego w głowę. Towarzyszka odwróciła się widząc szwendacza leżącego na ziemi z kulką w głowie.
-Jak to się mówi.. Headshot. -uśmiechnęła się chowając gun'a i wyciągając rękę do nieznajomej. -Nie ma za co. Jestem Clarissa Jackson.
-Ym. Tak. Gratuluję celności. -wyglądała jakby była w szoku. Na szczęście szybko się otrząsnęła. -Alison Fray.
-Skąd jesteś? I jak się tu znalazłaś? Myślałam, że jestem jedyną żyjącą w tej okolicy.
-Jednak nie. Jestem z Portland. No wiesz, dużo podróżowałam.. I trafiłam tutaj.
-Ja jestem z Savannah. Spory kawałek przebyłaś; ogólnie jesteśmy w okolicach Charleston. -brunetka zaczęła się rozglądać. -Masz jakiś pomysł gdzie idziesz dalej?
-Czemu pytasz? -szatynka podążała za wzrokiem Clarissy.
-Ciekawość. -odparła cicho zmierzając w stronę kolejnego sklepu. -Chodź za mną i opowiadaj.
Alison z lekkim oporem zaczęła podążać za ciemnowłosą.

Alison?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz